Krystka zdziwiła się sama, bo uczuła, że się wstydzi, co jej się nigdy nie trafiało.
— Zejeście przecie słyseli.
— Jakoz to było?
— Zabacyłak.
— Cybyk ci nie przibacył?
— E jako? — i zapłoniła się Krystka i odchyliła głowę na bok.
— E tak! — i parobek objął ją wpół przez chustę pasiatą i przygarnął ku sobie.
— Zkądzeście? — spytała po chwili Krystka.
— Z Gronia.
— A coz wy macie przi Stawak za owce? Dy hań Zokopianie, nie Grońscy!
I nieufność przejęła jej umysł góralski.
— E takek ci ta ino pedzioł. Nimom jo hań owiec nijakik — rzekł Jasiek.
— Ba co?
— Ba ino przeńdem hańtędy, bez Liliowe.
— Ka?
— We Wirhcihom. Mom się ta z kimsi uwidzieć.
Oczy mu błysły chytrze i zawiesiście.
Popatrzała Krystka po nim: miał dwa noże wetknięte za pas i pistolet.
— Ej ha! — pomyślała — Dy to zbójnik!...
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.