I zaraz wielki podziw i zachwyt weszły jej do serca.
— Kie zaś bedziecie wracać? — spytała.
— Moze tak o tydzień, abo o pięć dni. Bedzies haw paść?
— Bedem.
— A jakoz ci na imię?
— Krystka. A wom?
— Jano. Dos mi gęby?
Krystka się zarumieniła mocno i schyliła twarz ku piersiom, potem się uśmiechnęła i spojrzała z pod rzęs.
— Dos?
Sepnęła cicho: Dom.
Więc Jasiek objął ją wpół i pocałował; zaraz ogromna lubość wpłynęła jej w żyły.
A kiedy szedł od niej ku lasowi pod górę, prosty, wysoki, biały od świecącej czuchy, z długiem, pośmigłem na wietrze piórem za kapeluszem, zebrało jej coś w piersi i rzuciła mu w głos:
»Zol mi cię, zol mi cię, drogi aksamicie,
Jo cię nie odzolem, pokiel moje zycie!...«
On zaś jej odpowiedział już z lasu:
»Nie płac freirecko, hoć jo na zbój pódę,
Ino proś u Boga, to jo twoim budę...«
I długo jeszcze głosił się z lasu jego śpiew,