— Co? — rzek łJasiek, splunął na tytoń i począł go mieszać na ręce.
— Nie pudzies więcyl ku niej? Prowda?
— Ze ka?...
— Ku Jadwidze...
Jasiek wepchnął tytoń, zmieszany z węglikami, do fajki, wsadził ją do ust, wyjął z watry płonący patyk, przytknął żar i przyklepał palcem, pyknął kilka razy, rzucił patyk we watrę i cyknął w ogień śliną. Krystka przysiadła przed nim na piętach i patrzała nań, jak w dziecko swoje.
— Jasiu — ozwała się półgłosem. — Co fces, to ci dom.
— E dyś mi juz héba syćko dała? — przyzadrwił Jasiek.
— Bedem cię opiekunować, jak matka. Nie bees nigda nic robił...
— Ej jo ta i teroz nie moc robujem.
— Bees mioł syćko tak, jak pon! Miso ci warzyć bedem dzień na dzień!
— Ej wiera! — I Jasiek znowu cyknął ze zębów śliną do ognia. — Coz mi dos jesce?
— Na zapowiedzi dom!
— Z kim-ze to?
— Jasiek? Nie bydź taki okrutny! Jak cort!
Jasiek wstał z ławki.
— Ka idzies?
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.