— Ka mi się podobo — odrzekł spokojnie.
Krystka objęła go znowu przez pas.
— Nie kohałak cię? Nie bośkałak cię? Nie tuliłak cię? — mówiła pieszczotliwie półgłosem. — Kieś prziseł, toś był mój. Przisełeś w nocy, inoś malućko zburzył na oknie, abo popod ścianę, cyk ci kie nie otwarła? Przisełeś w zimie, hoć jak zimno było, cyk nie skocyła ku tobie w kosuli? boske? Wse jek cie witała, jak zbawienie! Jasiu!
I Krystka dotkęła mu czołem kolana i objęła nogi.
— Jasiu! Janicku!
Ale Jasiek się zniecierpliwił trochę, szarpnął i cofnął się ku drzwiom. Krystka nie puściła mu nogi i powlekła się na ziemię.
— Puść-ze mię!
— Nie puscem cię! Tyś mój! Tyś mój! Tyś mój!
— Jo jest tego, co mi wóla! — rzekł Jasiek niecierpliwie.
— Kyrpce ci bedem całować! Nie fces mię więcyl?
— Całuj! — odparł Jasiek. — Dycieś mię nie kupiła, cobyś mię wiązała jak bycka.
— Kupiłak cię! I na wieki!
— Cym?
— Sercem mojém!
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.