chrzęściały na głowach ludzkich dwie ich pięście. Z ciżby wydobył się jęk i wrzask. Błyskając niebieskiemi białkami, murzańskie niemowy, i wydając jakieś gardłowe rzężenia, miotali chłopami naokoło siebie, jak snopami w polu.
Dobrze, że nie rąbali, bo Jezus Marya!
Wojtek Chroniec zaś przygniótł kolanami powalonego pod siebie Wałęcaka i dławił pod gardło; obok padła ciupaga.
Ludzie zaczęli się cofać i uciekać z karczmy; muzykanci stłoczyli się przerażeni w kąt ku ścianom. Murzańscy juhasi gnali ciżbę w sień i koło Wojtka zrobiło się wolniejsze miejsce. Wtedy przyśliznął się ku niemu Florek Francuz i trącił go w ramię.
— Wojtuś!
Potem warknął:
— Wrrr!!!
Wtedy Wojtek złapał za ciupagę, wstał, zamachnął się i rżnął obuchem w łeb Wałęcaka, aż mózg wyprysnął. Potem drugi, trzeci, czwarty raz, gdzie trafił.
A Florek Francuz za każdym ciosem podskakiwał w górę i skrzeczał jakimś nieludzkim, jastrzębim piskiem:
— Bij! Jo ci go na funty zapłacem!
Wojtek bił.
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.