A w kącie piszczał Florek Francuz:
— Wojtuś! Wojtuś! Hi, hi, hi!... Podskakiwał i dreptał nogami.
Nagle Wojtek ustał się pastwić, porwał z szynkwasu flaszkę wódki, przechylił — wypił całą. Potem parsknął i spojrzał dookoła. Wałęcak, jak mięso, Kasia podeptana, pokaleczona, zaduszona, zagnieciona w tłumie, we krwi na ziemi. Muzycy w kącie nie mają którędy wyjść.
— Grojcie! — krzyczy ku nim Wojtek.
— Grojcie — powtarza i ciska im z pasa garść talarów.
— Grojcie! — Dźwignął ciupagę.
Skrzypek prędko przykręcił kołek, pociągnął smyczkiem. Wojtek staje przed nimi i śpiewa:
»Zagroj mi, muzycko, jak mi mos zagrać,
Bo po mojej śmierzci mozes sytko zabrać«!
Tańczy. Ślizga się we krwi. Kopnął na bok Wałęcaka. Kasię odwlókł Żyd zbielały ze strachu pod ławę. Z ciekącemi po twarzach podrapanych i potłuczonych strugami krwi, dwaj Hajackowie, dzierżąc ciupagi przy ramionach, stoją we drzwiach. Florek Francuz w kącie podryguje, pokrzykuje i pogwizduje.
Wojtek tańczy, przystanął, śpiewa:
»Gęślicki mi gnijom, basicki basujom,
Na moje nozecki racioski gotujom!«