Tańczy, ale krew go uchodzi, dostał i on niemało w bitce, chwieje się, zaśpiewał jeszcze:
Krzesajom siubienicę, krzesajom z jedliny,
Hej skróś tego kohanio, skróś jednyj dziéwcyny!
— i opadł na ławę. Siadł.
— Zydzie! — woła.
Żyd trzęsie się ze strachu.
— Co pon herśt kazom?
— Daj papir, pióro i tego, jako się to nazywo, co się pisa?
— Jatramynt?
— Rychtyk, jatramynt. Wartko. Naści za to!
Cisnął talara.
Przyniósł Żyd papier, atrament i pióro.
— Pisoj pon, bo jo nie umiem — powiada Wojtek.
Żyd zamaczał pióro.
— Pisoj pon, jako beem mówił:
Do pana postenfirera ziandarów w Nowym Targu. Jo Wojtek Chroniec Sobuścyn, dyzyntyr z pirsego pułku ułanów, meldujem, jakom zabiéł Kasię Pęckowskom skrony przeniewierstwa i Bronisława Wałęcoka Borkowskiego bez co mi sie garła hycił. I prosem, coby mie przyśli brać. Mogom przyńść śmiało, bronił się nie bedem.
Podpisojcie mie: Wojtek Chroniec Sobuścyn.