Stanął, zatrzymał się, poprawił kapelusz, odwiódł pięść, ale wesoło.
— Co? Cy jo niejest Mijał Bulcyk Howaniec Łojas Kośla z Kośnego Homru? Co? Mozek niejest? Co?!
Ale mu się nikt nie sprzeciwił. Posłuchał chwilę, poczekał, jak na śmiałego chłopa przystało, nikt się jednak nie odzywał. Więc poprawił jeszcze raz kapelusza i kroczył dalej, pogwizdując. A potem sobie przytupnął i zaśpiewał:
»Spodobały mi się u zajonca usy,
U jelenia rogi, u dziéwcyny nogi!«
Po chwili rozpoczął monolog:
Upiłek się. Niéma co pedzieć. Upiłek się. Ale bez cok się upił? Bez niebłogosławieństwo Boskie...
»E dy jo se pijem i to mi nieskodzi!
Pudem dołu drogom, to mi Bóg nagodzi!»...
E, mnieby ta Pon Bóg kie nagodziéł! Onacyłek ta, jakok móg, i cozek wyonacył? G....!
Hej nic, ino to!
Woroł mi się... Bezera! Wrodoś!... Woroł mi się... Zaoroł mi na groniku mało rahować by pół morgu. Głobiś! Nie tak hłopcy, ale kiebyk go haw spotkoł! Doroz by spod na ziem!
Woroł mi się. Coz mu bedem robił? Pudziemy do prawa? Cyk się nie prawocił bez pósłcworta