Héba się obwiesić, abo co...
Wselikniejako prógował na świecie — ej! kabyś ta!...
Tu Michał Łojas Kośla rozrzewnił się nad sobą i łzy mu napłynęły do oczu.
»Co jo się tak marnie poniewirać musę!«
dodał żałośnie.
— Abo baba. Siute stworzenie zawdy dyabli pote! Uwarzy ci, opiere cię, prowda, ale ci téz da siustu, nie bój się!
Kiebyk ino kielusek wypił, juz wié! Teli nos mo! Przyńdem du domu — bełł mię w łeb! Kieby ino pięściom, ale co dopadnie. Ty huncfucie! ty łajdoku! A dy przecie Pon Bóg tak stworzył gorzołkę, jako i świenconom wodę. Syćko Jego i z Jego miłosiernéj ręki, z mocy Nojwyzsej pohodzi. Bóg miłosierny coby się opiekunowoł s nami do samej śmierzci, pokiel nie pomremy. W imię Ojca i Syna i Duha Świentego, Ojce nos, wtoryś jest w niebiesiech, świenć się imię Twoje...
Tu się Michał Kośla mocno zatoczył, wpadł na jakiś wykrot i siadł na nim, między korzenie. Niedługo począł przytupywać, przykiwywać głową i przyśpiewywać:
»Dyabła zjadło z buciskami,
Kiedy mię tak uciskały!