broniéł, nie jego moc! Bedem się zaś ciskoł po wyrku, nie śpięcy, bo juz ani spać, ani jeść niémogem. Baba bedzie brzęceć, córki brzęcom — dyasi mi po takiém gazdowaniu! Héba się obwiesem, abo co?!...
Ta myśl mu się chwyciła głowy.
Idzie i kalkuluje, palcami kiwający: Obwiesem się — — nie obwiesem się — — obwiesem się — — nie obwiesem się...
Tu przypadkiem trącił łokciem o rękaw zawiązany od czuchy, którą miał zarzuconą na ramiona i poczuł coś twardego. Sięgnął — flaszka! Ucieszył się! Pilno flaszkę dobywa, jeszcze w niej krapka wódki. Zapomniał.
Chlust — wypił.
Skrzesiło go, to jest, przybyło mu energii, ale nie ochoty do życia.
»Piérwéj mię ciesyło śpiwanie i granie,
Teroz opłakane moje gazdowanie!« —
zaśpiewał smutno.
Obwiesem się — — nie obwiesem się... Obwiesem się — — nie obwiesem się...
Idzie, zatacza się, »cała dolina jego«, a powtarza sobie w myśli. Nakoniec porwała go największa złość na Broncię Ustupską. Uderzył piętą w kamień, cisnął kapelusz, zdarł i czuchę ze siebie