On jednak już niewidział żadnej, tylko tę Agnieszkę Hawrańcównę ze Zdziaru.
I tak się stało, że się zeszli raz ku wieczorowi w upłazie pod Muraniem, ona z krowami poniżej, on z owcami powyżej. Przyszedł ku niej, pyta się:
— Dos mi siąść przy sobie?
— Teloz byk cie nie widziała.
— To mię juz tak ciérpieć niémozes?
— Niémogem.
— Ale bez co przecie? Dy tu jakasi przycyna musi być!
— Jest.
— Jakoz?
— Bok ślubowała Jędrzkowi Hawrańcowi, co przy kirysyerak słuzy.
Dopiero jak on się porwie, jak krzyknie:
— To bez to ino! Hej, a jo myśloł, ze wto wié co!
I złapał ją na ręce, tak jak jagnię, i niesie w górę ku owcom, w turnie. Ona czy oniemiała ze strachu, czy taka cięta była, ani nie krzyknęła; nie było też ta po co krzyczeć, bo ktoby tam był za nim szedł...
Wyniósł ją na płasienkę ku owcom, położył na ziemi, klęknął nad nią, powiada:
— Mojaś!
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.