Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

«Hej! na mojej polanie sto owiecek stanie!
Ty moja dziéwcyno poziéroj ze na nie!»

Ej polana nie moja, owiecek nie było,
Ej ale mie śwarne dziéwcę zalubiło.

Kohała mię jedna w podkrzywiańskim lesie,
Druga mi od Stawów serce w piersiach niesie.

Cekoj ze mię Martoś, w Ważeckiej Dolinie,
Bo mi Hanka z zolu dobrze nie zaginie.

Wyziéroj mię Hanuś przy tym Cornym Stawie,
Bo mi pod Krziwaniem kwiotek zrós na trawie.

Kany sie wywinę, kany się obrócę,
Jednom se pociesę, drugom se zasmucę.

Nie bedem pas owiec, niebedem robił nic:
Minon mie Mikułas, coz mi powié Wiśnic?

Ej niek mi ta powié, jako mu sie fciało;
Mojej fantazyi siedem zomków mało!

«Powiadali na mnie: popuść fantazyjom!
Jo jej nie popuscem, hociaj mie zabijom!»

Niek mi kat sablicku na osełce brusi;
Dy i oreł w niebie — jedno zginonć musi.

Bruś ze mi, kacicku, sablę na osełce:
Lepi brusi dziéwcę serce swe o serce!...

Tak on śpiewał, bardzo śmiały i niedbający o wiele, ani o dziewczyny, których Pan Bóg nasiał po świecie, jak jodeł, ani o życie własne, które i tak zabierze, a dbający tylko o honorność i ucie-