Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu. T. 1.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie, żeby już tak do imentu niewierzył, ale nic o tem wszystkiem wiedzieć niechciał.
— Jo ta niewidzem — mówił — coby się Pon Bóg do mnie wrazoł, coz jo się Mu ta bedem popod ręce plątał? Zasiejem — zeźre mi; nie zasiejem — niebedzie nic. Pojem — nie głodnyk; nie pojem — to się mi jeść fce. Zyjem, bok sie urodził; umrem, bo przydzie śmierzć. Wiém, ze góry som jest niemałe, bok bez nie seł; wiém ze drzewo kwarde, bok je rąbał; wiém jako ogień poli, woda gasi, ale o Panu Bogu lemze telo wiém, co o tym królu, co se ta we swojej stolicy kasi włodze. Jo ta ku temu, co ku mnie nie idzie, nie wartki.
Dufny to w siebie chłop był, obrotny, mądry, a strasznie śmiały.
Mimo tej bezbożności ludzie go kochali, a to dlatego, że dobry był; nikomu krzywdy nie zrobił, pomógł w strapieniu, mądry był do rady i mowny, a już jak jakie dudki zkąd do chałupy przyniósł, mógł pić kto chciał i ile chciał. Nie z samej Olczy, z Pardółówki, z Hrubego, ale ze Zakopanego, z Poronina, z Murzasihla, z Cichego i z Bukowiny ludzie się schodzili do karczmy, gdzie pić lubił, kiedy się zwiedzieli, że z pieniędzmi przyszedł. A on się w tem cieszył i często nie rzadko komu na krowę, na konia, na siacie dał.