I z uboczy z popod Magóry popatrzała Hanka na czerniące się w śniegach szałasy. Przystanęła.
Miły mocny Boże! Tu jej bywało dobrze! Ztąd z Wawrzkową Broncią, z Hanusią Zojscanki, z Agnieszką od Bednarza szły z krowami za Zielone, pod Kościelec, pod Mechy, pokładły się nieraz twarzami do słonka, śpiewały... A słonko tam chodziło po zieleni takie jasne, aż radość była patrzeć... Odzie się obrócić: krowy — cisawe, czarne, łaciate, ztąd i ztąd dzwonią, a hań, wysoko, w upłazkach, Wojtkowe owce się bielą, a Wojtek przy nich leży i śpiewa.
A ile razy zaśpiewał:
„Zieleń ze sie zieleń, ty zielono rówień,
ty moja dziewcyno przehojdze się po niej!“
to ona mu odpowiadała:
„Z tamtej strony wody stoi hłopiec młody,
kieby mi go dali pościłabyk środy,
środy byk pościła, piątki byk susyła,
kie mi go nie dadzom, tobyk się zabiła“...
A kiedy on zaśpiewał:
„Nie bój się, Hanicko, zdradzenia mojego,
jakby ja cie zdradził, mnieby Bóg samego!“
to ona mu odpowiadała: