Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/119

Ta strona została skorygowana.

Bajtoć! Ze tobyk musiała pedzieć, ze mie Sobuś wygnał z domu, toby na niego pomstowali, a to przecie dziecko...
Pudem do światu, stracem sie...
Pon Bóg dobry, to mi sie ta nie da długo plątać pomiendzy ludziami...
Idzie, kiełza po lodzie, w śniegu grzęźnie, idzie...
A Sobkowa chałupa na boku stała, na łące i bardzo daleko do niej widać było. Toż to obejrzy sie Sobuśka, widzi, w chałupie jasno w oknie.
— Nie śpi, kagańca nie zaduhnon — myśli.
Nie śpi dziecko... I pić sie mu kce, a wody nijakiej nimo... Som po nie nie pudzie, bo zimno i ćma... A pić sie mu kce... Kiebyk mu jom prziniesła... Jest putnia na oborze, wypłucem cysto pieknie, postawiem przi dźwirzak, dźwirze ino tyle uhylem, co mu powiem: synku, mos wode, jakbyś pić kciał — i pude. Nie bede ta jus długo kusić świate, nie...
I jak myśli, tak robi. Wróciła, do obory cichutko weszła, putnię do potoku zaniosła, raz, drugi i trzeci wypłukała i czystej wody Sobkowi pod drzwi przyniosła i wtedy padła przy niej martwa.