Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

ski holofił wysy w lesie, cobyście ku niemu leciały. Aleś ty béł wse mądry, a jesce nie tak Bystra. Toście se pomyśleli: je niegze ta holofi po lesie, kielo fce, déj hań nic naskiego niémas, a nom trza owce opiekunować zatela. Nie nazdał sie Jano, jako mu wyjńdzie. Uciekać jus casu nie béło. Zrobiła się bitka. Hej kieby nie wy, pieski, nie béliby my sie obegnali, bo to béły chłopy strahotne i zajadliwe... Jesce jo hań mom na głowie złób, co mie Jano rafnon skałom...
Śpiewak słuchał i patrzał zamgławionemi od starości oczami na Maćka. I póki pies żył, jeszcze było jako tako Maćkowi, ale gdy zdechł, już nie było do kogo mówić. Bo z innymi juhasami, z tymi, co z nim wraz pasali, a już się tak, jak i on, postarzeli, ani z nowymi, młodszymi, radzić o górach Maciek nie chciał. Owszem, uciekał od takiej rozmowy, zamykał się w swoim domu, a potem było słychać klątwy i łkanie,
I tak się Maciek zawziął, że nawet na koniu podjechać ku górom nie chciał, bo konia chował.
Kie nie, to nie! Nie fce Pon Bóg, cobyk hań więcyl seł, zej to Mu hań nie pude! Heba po śmierzci.
Ale nigdy jeszcze nie wiał od Tatr taki cu-