Hej! Przy Sam Bohu! Stara matura ogarnęła Maćka Scyrbularza. I nimbyś słowo powiedział, znalazł on się w kole zimowych panien, pod ręce im wpadłszy.
I na zielonej, złotawej szybie stawu, pod którą znać było straszną, przepastną wodę, stał Maciek z rozwianemi siwemi włosami, przytupywał i przygwizdywał, a zimowe panny szalały kręgiem, jak obłok w kotlinie wiatrem kręcony.
Wtem zaszumiało i zawyło. Zimowe panny stumaniły się, zmieszały, skłębiły w chmurę i wzbiły się w powietrze ponad Pustą Dolinę ku Zawratowi, ku północy. Zamigotało jeszcze, zabieliło się, zamajaczyło i znikło. Jak czar.
Został Maciek sam na Wielkim Stawie, na lodzie.
Straszliwy, przenikający, dojmujący ból przeszył mu serce. Maciek się aż skurczył i przygiął. Chwyciło go osłabienie takie, że legł na lodzie.
— Jesce roz w zyciu góry widzem, jescek roz w zyciu tońcył... Hybaj, śmiertecko...
PRZYPISKI:
juhas — pasterz owiec.
w nuku — wewnątrz.