Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

bie. Zapamiętał się w tej rzezi okropnej; mordował i mordował.
Usłyszeli hałas psów i bek owiec juhasi, ale nie mogli biec na ratunek. Pod mokrym śniegiem gasły ze sykiem porwane z ogniska głownie, w ciemności bali się zaś przybliżyć, a ich krzyki nie odstraszały niedźwiedzia. ,On“, „on“ powtarzali z rozpaczą, gdy „on“ szalał w koszarze, jak szaleje płomień w ciemnej stodole, pełnej słomy i suchego zboża. Gdy przez rozwalony płot owce wydarły się z koszara i wartogłowe ze strachu popędziły na oślep w sto stron; niedźwiedź począł pić z najcieplejszych krew, począł łykać wyszarpywane płaty mięsa z ciekącem od krwi runem. W końcu porwał jedną sztukę i w skokach przepadł w lesie.
Nazajutrz płacz i lament napełnił polanę. Niedość że wyżej trzydziestu owiec pobił „on“; mnóstwo pochwytały wilki, gdy się rozpierzchły, co po śladach poznać było można; mnóstwo zapodziało się tak, że nawet odgadnąć nikt nie mógł, co im drogę zaszło. „On“ zrujnował szałas do szczętu i z płaczem, klątwami, złorzeczeniami i odgróżkami z resztą żywych i zdrowych owiec, które się zegnać udało, uciekli juhasi do wsi, zamknąwszy pobite owce w jednej z jat i obwarowawszy ją i zaparłszy kołami i głazami,