Był w Ludzimierzu nad Czarnym Dunajcem klasztor, a w nim mnichy, co się nazywali Cystersi. Osadził ich tam wojewoda Iwo Cedro, a kiedy klasztor fundował, to mu z za kołnierza dyabeł wyglądał, co na obrazie za wielkim ołtarzem w kościele więcej niż półsiedmsta lat przetrwało.
I był w tym klasztorze zakonniczek jeden, młody, nazywał się Augustyn, strasznie gorliwy i na pogaństwo okrutecznie zawzięty. A tu chłopy w najbliższej nawet okolicy, jak się im powiedziało: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus“ — to odpowiadały: Je dy Go ta kfal, jak mas cas...
I powiada raz ten ojciec Augustyn do Opata: Ojcze wielebny, ja pójdę ludzi nawracać.
— A gdzie? — pyta się go opat i po brzuchu się gładzi, bo właśnie łososia jadł.
— W góry.
I pokazał ręką od Maruszyńskich wzgórzy ku Tatrom.