— Boga?
— Haj.
Dziewczyna patrzała na zakonnika i rękę z kijanką opuściła wzdłuż biodra. Jakiś ładny i niezły — myślała.
— Co haw fces? — zapytała łagodniej.
— Z Panem Bogiem przychodzę.
— Bóg nie potrzebuje, cobyś go nosiéł. On kie fce, to se haw przydzie som.
Ksiądz zbliżył się ku dziewczynie; ta widząc jego wysmukłą postać, niepodobną do olbrzymów, którzy ją otaczali, raczej z dobrotliwem politowaniem, niż z jakąś obawą nań spoglądała.
— Coześ ty za jeden? Skądeś prziseł? Jeść ci sie nie fce?
— Jagody jadłem w lesie, miałem chleb i ser. Bóg ci zapłać. Idę z klasztoru z Ludzimierza. Boga prawdziwego niosę.
— Je, juzek ci pedziała, ze bóg niepyta, coby go wto nosował. Toś ty z klostoru? Wiem. To ty niémozes ku dziewkom hodzić, ani baby mieć? Wiém, słysałak.
— O nie.
— Mój biédoku! Je jakoz ty wysiedzis hań przez kohanio? Toś ty moze skróś tego tam stela uciók?
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/39
Ta strona została skorygowana.