jesce my jak ten śnieg biały,
jak ta rosa, jako sreń!
Jesce mamy wstyd rumiany,
jasnom rózom malowany —
Zielna, Zielna! To twój dzień!...
A za tela sie parobcy ka wto moze pocihućku poza krzaki przikradajom i pote ku dziéwkom hip! Przerwiom wian, poozruwajom, a dziéwcęta z krzykem w las! Uciekajom, oni goniom, wtóry zdole, z ognia hyci smolnom gałąź to ś niom leci, a świéci se het po lesie. Pełno krzyku, śmiéchu, pisku, ognia w lesie. — — Zielnej święto! Wtedej wtoro nieucieknie, kie jom złapiom i przisiendom, to jus bedzie ig! Ale ta mało wtoro tak ucieko, coby jej zaś nie dostali — — i jest wielgie Zielnej święto, w wielgim maju hej na pełni, noc miłości, święto noc...
Słuchał ojciec Augustyn i zasłuchał się. Bo to było młode i nigdy świata Bożego nie widziało. Zasłuchał się i oniemiał.
— Noc miłości, święta noc — — powtórzył.
— Wiés ty co — rzekła mu dziewczyna — pomozes mi kosulki moje poozciągać do słonka, coby skły, to ci dom obiad. Ale hań ozciągaj wysy, ka obsukcej, nie haw zaroz przi wodzie.
Nim się ksiądz opatrzył, włożyła mu w ręce