krziz — hybaj matka noń. Wilk se cupi pod krzize, a matka na krzizie siedzi. A jus béła wydano. Jak siedzi, tak siedzi, a wilk ta tys cupi i cupi. Méśli: déj ta przecie jak nie ślezies, to zlecis — to se ino siedź. Jo ta casu mom dość, to se haw zackom. Ale co sie nie zrobiło: idzie od Słodycków Pudras, co prawie wte za leśnickiego béł w zokopiańskik lasak, a flintę mo bez ramie. E! — wilkowi sie casu urwało. Zabrał sie — nie cekał nic. A matka niebozycka tys z krziza śleźli — no, i do dziewięci miesięcy jo juz béł gotowy.
— No to co? — powiada ksiądz — To cię i tak Pan Bóg stworzył.
— Ze dyć, jegomość, jako kcecie; kie ta béł krziz, to ta kajsi niedaleko musiał być i Pon Bóg — mówi Pudras.
I Pudrasowym Kubą był ten Kuba od Kohutów do końca.
Chłop to był świecny, ino że pił. A kiedy się napił, nijakiego pomierkowania nie znał.
Szedł raz ze swoim krewnym, Wojtkiem Kobylakiem z Cichego, z kąds zdalsa z Węgier, gdzie przy drzewie robił, bo to był syktarz nad syćkich, i wstąpili kęsi na Orawie do karczmy. Piją, Kuba se przyśpiwuje, jak to on miał zwyczaj, kiedy pił:
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/52
Ta strona została skorygowana.