colce, torba. Co ci hybio, to ci domé. Aleś ty nie z płonego gazdostwa, to ta syćko musis mieć. Odzienie piekne, to, co dziś. Jo ide teroz do Słodycków, bo mnie hań straśnie pieknie pytał kiejsi Józek Słodycka na burse, co jom dziś robiom. Ostań z Pane Boge, Capek. Bydź zdrowy, hłopce. Ale to wiedz: próba będzie. A cicho!
Jasiek już nie wrócił do karczmy; siadł po za nią na zwalonym pniu, a w głowie mu się zawracało. Werbował go do swojej bandy Maciek Nowobilski, on, charnaś nad charnasie... Jakaź to musi być moc, skoro on samemu Capkowi, który ma już więcej, niż czterdzieści lat, a przed którym świat się trzęsie, mówi: ty!... A i próba wstrzymywała mu bicie serca w piersiach.
Przez cztery dni nic Jasiek nie robił, tylko z kim mógł, za pasy szedł, skakał przez płoty i potoki, za psami się uganiał, ciupagą gałęzie w locie obcinał. Zdawało się, że zwaryował. Głupie, cy co? — zapytywali się sami siebie ci, co go widzieli skaczącego i biegającego.
— Abo o zbójectwie méśli?
— E, teli majontek mo. Zje po coz by tyn seł kraść? Heba by jemu wto ukraść przéseł.
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/69
Ta strona została skorygowana.