— Co?!...
— Zyjes? — zapytał ten sam głos.
— Nowobilski! Prawo! Prziśli po mnie!
— No to niegze ta! — rzekła Zosia spokojnie. — Tyś jus nie ik. Nie obzywoj się nic.
— Młako! Cy cie niema w doma? Jageś jest — wstaj!
Głos był tak tęgi i rozkazujący, że Zosia usłyszała, że się Jasiek na równe nogi z łóżka zerwał.
— Jasiu! — krzyknęła.
Ale Jasiek skoczył ku oknu.
— Wy? — zapytał.
— No my! — odpowiedziano mu niecierpliwie. — Cyś nos nie cekał? Dyjeś wiedział, ze przińdzieme. Gotowyś?
Jasiek zawahał się chwilę, — krew zalała mu głowę. Ubrany był, bo w ubraniu legł. Skoczył w kąt izby, gdzie ciupagę, nóż, pistolety i opasek z całym przyrządem, prochem, kulami, jak to zbójnik, przysposobiony miał, złapał torbę, kapelusz i czuchę z kołka i wypadł przez drzwi.
— Jasiu! — jęknęła Zosia biegnąc za nim.
Ale on krzyknął ku towarzyszom: Uciekajcie!
Ci też, nie pytając o przyczynę, zaczęli biec, jak ogary spłoszone.
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/88
Ta strona została skorygowana.