Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

biło, — tyn odpod z turnie, tego śnieg zabił, pojednego wanta w łeb wyciena, co sie ka u wirhu urwała i po nim. Ze dy tu góry nie od dzisiok, a ludzie tyz nie od wcorańsa. To ma wto jęceć.
Ale choć strach i późna jesień i kurniawa i mróz; szła Hanka Faktorcyna przed siebie.
Żeby ją kto był spotkał, przeżegnałby się, bo to tak szło, jak duch. I cudowałby się, poco idzie w te góry, w tę pustać, w ten szum? Tam już nie mieszka nikt, tylko strach na cię warknie, śmierć ku tobie zęby wyszczerzy, niemoc cię przysiędzie i duszę dasz. Albo się wróć, albo się już nigdy nie wrócisz. Zasuje cię śnieg, że tylko jeden Bóg, który wszystko widzi, będzie znał, gdzieś się podziała. Nie zobaczysz ty już więcej trawy zielonej, ani jasnego zboża, ani wody siwej, tylko idź dalej... Jak słup lodu leżeć będziesz pod śniegiem, aż cię na wiosnę orły i puhacze na strzępy podrą i kości twoje rozniosą, że jedna o drugiej nie będzie wiedziała. Po cóż ty tam idziesz, dziewce? Bój się Boga, nie chodź!
Takby jej był powiedział, ktoby ją był spotkał, ale jej już spotkać nie miał kto. Koziarze flinty na ścianach powiesili, a poniewtorego i w halach pod skałą zimuje, bo w tele śnie-