Bo Murzański hojco zrobił. Drzewa dźwigał, kamienie łamał, konia najdzikszego kuć przytrzymał, wieprza, choćby był „jak krowa“, przy kłóciu; wymłócił, ukosił, do każdej ciężkiej roboty był, a za to nie żądał nic, dostawał mało co, albo i nic i jeszcze się z niego śmiano.
Ale teraz Murzański się śmiał. Rechotał na całe lasy. Bo oto w tę twardą zimę sarny po reglach nie cierpiały głodu. Murzański im siano z chłopskich stodół nocami w regle wynosił.
Szedł on raz z lasu, gdzie drzewo spuszczał, i napotkał w głębokich śniegach sarnę tak zgłodzoną, że nieuciekała przed nim. Wziął ją na ramiona i niósł do chałupy, ale mu zdechła na grzbiecie po drodze. Zakopał ją w śnieg i bardzo nad nią płakał.
A potem na drugą noc Pscelarz zobaczył ślady koło swojej szopy na
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/125
Ta strona została skorygowana.