„Nie bójze sie, hłopce, nie bójze sie biédy,
jak cie biéda suko, to cie znajdzie wsendy!...“
piskliwemi, smutnemi, dziecinnemi głosikami. A wtedy w Marcinie Mudroniu ściskało się, krwawiło i płakało serce.
Marcin Mudroń był tak strasznie biedny, że nie tylko w całej wsi, ale w całej okolicy biedniejszego chłopa nie było. A jeszcze mu i baba dzieci nieletnie odumarła.
Marcin Mudroń chodził koło ścian, jak błędny. Chwytał się każdej roboty, byle dzieci wyżywić, jako tako wyżywić, przecie jak w zimie ogrzać. A on sam nie pamiętał takiego dnia, kiedy syty był.
Nie pamiętał takiego dnia, odkąd siebie pamiętał. U rodziców, ba u dziadków była taka sama bieda, jak u niego.
— Z takiego my jest przeklentego pokolenia! — myślał Marcin Mudroń.
Aż raz, w jesieni, kiedy wicher