Ta strona została skorygowana.
— Biercie sie zaroz do roboty — mówił parobek wójtów, zrzucając drzewo przed izbą Mudroniową. — Wójt kozeli pedzieć, coby to wartko béło.
— Bedzie — odpowiedział Mudroń.
Parobek spiął łańcuchami kary, skoczył na siodłowego, śmignął po naręcznym biczem i ruszył kłusem. Głośno się rozległo jego:
„Skondze idzies hłopce? Z doliny od koni,
hoćby od dziéwcyny — e! wtoz mi zabroni?! Hej ha!...“
Przyszedł Jaś i przyszła Zosia i stanęli po nad klocem jodłowym. Stanął nad nim także Marcin.
Kloc był ogromny, okrzesany, biały, świeży, pachnący. I dziwnie martwy. Marcin tyle takich kloców przy budowie widział, tyle się w lesie u ludzi przy drzewie narobił — nigdy nie odebrał tego wrażenia martwoty ze ścię-