Ta strona została skorygowana.
tego, okrzesanego, białego pnia, jak teraz.
Chciał go ruszyć nogą, ale się wstrzymał — miał to być przecie Święty Antoni. Dotknął go ręką — kłot wydawał się Marcinowi zimniejszy, niż wszystkie, których dotychczas dotykał.
Zdjął go jakiś zabobonny lęk, przeszedł nawet dreszcz.
— Niémas dziwoty nijakiéj — pomyślał — dy to przecie Świenty...
Patrzał Marcin Mudroń na kloc, a przypominał sobie gdzie jaką świętą figurę w kościele widział?
A zdaleka, zdaleka zagrało jeszcze w echu parobkowskie:
„Ani tak nie jidzie austryjacki Dónaj,
jako dziéwce jidzie, kiej jom wiedzie śuhaj! Hej ha!...“
— Wiera! Temu hań dobrze! — mruknął sam do siebie Mudroń.