Ta strona została skorygowana.
— Dobrze, ne...
— A jo ci dom ś niej połowecte...
— Dobrze, dej...
Marcin Mudroń zatkał uszy dłoniami i obrócił twarz ku barłogowi, ku ziemi.
— Serce! Strzim! Serce! Strzim! — jęczał Marcin Mudroń w sobie.
Usnął twardo, nie śniło mu się nic, obudził się przed świtaniem, klęknął, pacierz zmówił, obmył się przed izbą, z garka zimnego ziemniaka z wczorajsza wyłowił, delikatnie z dzieci serdak zdjął, bo zimno było jeszcze na polu, a czuchą je znowu przyodział, z okrzesów z jodły ogień rozniecił i śniadanie nastawił i zaraz do roboty wyszedł.
Kloc mokry od rosy porannej, szarzał w mroku i w mgle. Mgła gęsta przyległa okolicę, na deszcz, który już nawet siompił.
Ale Marcin niezważał na to. Ujął