Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

On klęczał z włosami postrachanemi, ze zwieszoną głową, zaplótłszy palec od prawej rency na palec od lewej rency poniżej brzucha, przy ziemi.
Klęczał tak, długo, aż ozwał się Jaś:
— Tato!
— Co?
— Ci hłopi telo wom cosi nadrumkali!
— Telo wom nadrumtali! — powtórzyła Zosia.
Marcin Mudroń oszalał. Jak był, bez kapelusza, bez czuchy, nie oglądając się na dzieci, począł uciekać od chałupy, biec przed siebie, w las. Pędził coraz dalej, coraz głębiej, pod górę, z góry na dół, przez potoki, przez żleby, przez wykroty, nie patrzał, czy śtyrbno, czy połogo, gnał coraz dalej i dalej. A za nim przez potoki, żleby i wykroty gnała żałość, gnała boleść