Ta strona została skorygowana.
bo małe, jesce i to zima hnet... Ludzie tego do stobie nie weznom, a jakby wzieni!... Jezus Maryjo! Dyj by zakopali, zabili, doponiewiérali tak, co raty na świecie! Dyj by sie to zapłakało, łzami zadowiło, dyj by to pomarło. O Boze, Boze!...
I hań w izbie siedzom same, samiućkie, małe, głodne, zmarznione i płacom i krzicom: tata! tata!
Kanyzek jest?
He! Kiele jek dale od hałupy! Dydzieg po Wantom! A wtorendejek leciał, ani niewiem!
I wziął się Marcin Mudroń ku domowi, ku wsi, wprost przez lasy, na łeb na szyję.
Przyleciał już późno w nocy, prawie ku raniu. Wpadł do izby. Dzieci wewlekły na się ojcową czuchę i spały — nie na łóżku, ale na gołej podłodze w kącie, przytulone do siebie ze stra-