Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

— He! — myślał Mudroń — Pawlik, ze jino piérze babom, prosie ka na jarmarku, spyrke ka gazdowi z kumory ukrod, to go nie wołali — a Harbut, co po Luptowie zbijał — gazda!... Tak to wej, tak...
I krzesał. Od nowa. Od cała... W klocu drewnianym w natchnieniu jakiemś począł wykuwać ludzkie ciało, począł je czuć pod ręką... Dłutem je wystrugiwał, nożem ostrym wypęczniał... I jakiś jakby las świętych zamajaczył przed nim... Las drzew, las jodeł hrubych, starodawnych, a w każdej święty zaklęty, jak żywy... A za sytkie te jedle po dziesięć madziarskich dukatów...
Nagle zamroczyło mu się w oczach, w mózgu...
Otwarł oczy — wznak był twarzą ku słońcu, które dopiero co wstało, głową na mokrej trawie pod figurą Świętego...