Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

dnieść, dźwignąć na łokciach — ale ciemno stało mu się w oczach.
Potem usłyszał, ale Jaś dziwnie cicho mówił, snadź do kogoś: Tata lezom i śpiom, od rania...
Zosia płakała.
Kaz tyn Świenty Jantoni, coby dzieci na ten hań kwitnoncom łonke wiód?... Za roncycki... Po lawej stronie Zosia, po prawej Jaś... W ten niedziele... We złotom gme... Kajsi het... W radość...
— Serce w nim pukło — poznał nad sobą niezmiernie cichy Pawlika głos.
A potem stało się w Marcinie Mudroniu zupełnie cicho.