Ta strona została skorygowana.
— Hej! Dziadu! Jo dziad! Wiera! Ckaj! Uwidzis dziada! Ej ha! Wielgomozny pan! Dziadu! Wiera! Is! Is! Is! Ckaj!
Tak krzyczał sam do siebie Szczepan Głombik, kręcąc się po tej jedynej izbie, jaką miał. Żona jego i dwoje dzieci siedzieli koło pieca, w którym się paliły liście i patyki z pod śniegu dobyte. Ziąb był w izbie taki, co strach.
Szczepana Głombika dom o jednej izbie ledwie że się nie stykał dachem z chałupą Jakóba Głombika. A była to obora okolicna, izby, stajnia końska i krówska, chlew, stodoła. Gazdowstwo hrube, maśne.
Tak siedzieli obok siebie, jeden przy drugim, biedny do przepadnięcia Szcze-