jo podpoléł. Marźnijmy my, ale niegze, marźnie i on! He! Kanyz ta teroz rosada, parządka, cebulka, marhew pietrusecka, cosnocek? Kanyz jangresek, porzicka? Nie bee miał wto o nie stać, bo trza bedzie o moskolicek po hałupak pytać. He, he, he! Spoliło i moje, niebedem w hereście gnił. Niegzeta! My biédy zwycajni, ale on — bogoc! Nad nami béł dziórawy daf, ale nad nim! Popoliły sie mirtecki, jabcownicki, rózycki, panicki po donickak. He, he, he! Nie zol mi mojej izby, kie on przez izbów! Ani telo! Nie cięzka mi ta torba, kie on s torbom! Grunta ostały, ostała ziem — ale lepsi béło nigda nic niemieć, jako się wyprzedać musieć i pote na swoje nieswoje poziérać. Ej ha! To nowięnksy ból! Od tego serce puko! Ckaj! Wielgomozny pan! Dziadowałeś mi! Wiera! A teroześ sam dziad! Ckaj! Dziadu! He, he, he!...
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/42
Ta strona została skorygowana.