Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.4.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

Ino się siostra i szwagier, uczciwy chłop był, martwili, bo co ś nim bedzie? A siostra się wydała dosyć obdalno do innej wsi, o pięć mil, dzieci było huk, to się i o brata starać niemogła. Co się razy spotkali, to zaraz do Wojtka: zéń sie i zéń sie! — a Wojtek ta zawdy swoje i swoje.
Żeń się — wiera! A najgorzej jesień.
Listki drżą na gałęziach — osiki, olsze, skorusze, jawory, jasienie, buki... Żółkną, czerwienieją, spadają...
Wojtek dobrze wie, co gadają drzewa...

Mój Wojtecku, mój Wojtecku,
tracimy liść po listecku,
kie nam syćkie liście spadnom,
aj, budzie nam w zimie biédno,
aj, budzie nam w zimie biédno...

— Zeć! Moje ślicne piékne! — myśli Wojtek — Jo wom ig haw nie przitrzimiem na gałęzi...
O Boże mój, Boże! Kiedy się jesień