dobrze schował i dopiero na drugi dzień w nocy po niego sobie przyść obiecywał, a sam obleciawszy wilczym pędem kawał lasu i przeskoczywszy graniczną między Węgrami a Polską wodą, z chrustem na ramieniu ku domowi szedł: Dobrowolski, którego strzał przywabił, kręcił się, kręcił, aż Bartka z chrustem spostrzegł, wodę przeszedł, jak był w butach, i ku niemu. Bartek nie uciekał, bo się czuł na swojem i niechciał tem większych budzić podejrzeń.
Dobrowolski zdejmuje dubeltówkę z ramienia, mierzy — stój!
Bartek stanął.
Dobrowolski do niego: tyś strzelał! coś zabił?! gdzieś schował?!
Bartek się zaklina, że nie on, przysięga się, żeby mu tak obie nogi w ziemię wrosły, — (w takiej opresyi Pan Bóg dobrze wie, że człowiek inaczej postąpić nie może) — przysięga, żeby tu trupem padł, na swojego patrona i świętą Magdalenę,
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.