Ta strona została uwierzytelniona.
W południe Jakób Zych już się tylko samego mleka trochę napił, a potem legł na pościel i już nie wstawał.
Przyszedł do niego jego kumoter, ale o wiele młodszy, Franciszek Gombos.
— Niek bedzie pokwalony. Co ta słyhno? — rzekł wchodząc. — Ludzie godajom, kumotrze, ze bedziecie umiérać.
— Niegze bedzie na wieki. Witojcie, kumotrze — odpowiedział Zych z posłania. — Ludzie godajom prowde.
— Cy sie wam jako dało poznać?
— Od rania cujem. Zarozek ucuł, inok sie zbudziéł. Siednijciez.
— Ono to wej trza. Dziś ty, jutro jo.
— Ej wiera, trza, trza.
— Wcora sie wam dawało pocuc?
— Wcora? Nie. Jaze dziś rano. Inok sie obudziéł, jesce nie świtało, zarozek wiedział, jeze ona juz nie prec — śmierzć.
— Nie prec...