Ta strona została uwierzytelniona.
— Tato, juz nimogem dalej przez jedzenio — mówi Wikta.
— Cos jo ci dom?
— Ka to pudziemé, tato? Hań, w skole? — mówi Ulka.
— Hej.
— Zej haniok ani borówek nimas — mówi Róża.
— Nimas.
Umilkli.
Koza się pasie na trawie; miele w zębach.
Wstała Róża z ziemi, bierze siekierę, idzie ku niej — łup ją w łeb obuchem.
Padła koza, ani zipła.
Poderżnęła jej Róża gardło ostrzem.
— Tato! krzeście watre — mówi.
— Koze eś mi zabiéła — woła Ulka.
— Dyjby tamok i tak nie wysła — odpowiada Róża i pokazuje na turnie.