Ta strona została uwierzytelniona.
— Kiele to turnie nad nami!
— Jak kościoły!
— Tędyj ino mozno przeńść?
— Nié. Więcyl takik przełącek w Polskim Grzebieniu.
Pojedli znowu koziny.
Wiedział Wodny Kuba o Batyżowieckiej Dolinie i o kolebie w niej, bo tam, młodym będąc, jedno lato owce liptowskiemu gaździe pasał. Dawno. Wykręcił z pod Żelaznych Wrót po za Batyżowiecki Szczyt, uniżywszy się ku Kończystej, nad stawek mały, co tam leży, przeszedł grań; skiełznęli na dół po ścianach. Słońce zapadać miało niedługo. Cała dolina liptowska poczęła się zalewać tak jakby pozłacanemi fiołkami słońce prószyło. Gęsto.
Znalazł Kuba kolebę; niedaleko stawu.
— Hawok bedziemé nocować, tato?
— Hawok.