w jakim sklepie, albo w komorze było, zawsze ona, co trzeba było, znalazła.
Ona była gospodynią w kolebie, ona gotowała, chowała w skrytce grabież, żeby nie zamokła, prała, ogień robiła. Jak odrobiła swoje, legła i spała.
Wikta, najmłodsza, leciała z innemi, bo się sama bała zostać w górach, ale się na wiele nie przydała. Unosiła w góry to, co jej ojciec i siostra do niesienia dali, ale sama mało co ukraść umiała. Kiedy stary Kopiński leżał przy watrze i fajkę paląc w głowie plany na przyszłość układał, Róża ostrzyła noże na gładkiej skrzyzali, albo suszyła proch, a Ulka koszule prała, lub pieniądze liczyła, co jej się nigdy nie sprzykrzyło, kładąc je w kupki dla rachunku: Wikta wypatrywała kozy, świstaki przypatrywała się siwarnikom, jak koło stawu po kamieniach chodziły, ćwierkając, świergocąc, mentlom skalnym, co po turniach latały i jaki tam ptak się pokazał. Śpiewać
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.