Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

z niepokoju i strachu: samby był więźnia jak umyślnie wypuścił!...
— Wiém — odrzekł Sobek Jaworcarz i zeskoczył na dół pomiędzy więźniów.
Zakołysał się koło niego szmer tłumionych wykrzyków i słów.
On zaś stał pośród ludzi, jakby zalśniony tem jaskrawem słońcem, które tam za murem za krawędź ziemi zapadało. Oficer, uspokojony i kontent, ręką go po ramieniu klepał, mówił; »Dzielny chłop! Tęgi chłop!« Ludzie pokrzykiwali z podziwu i nad cudownym czynem zręczności, i nad tem jeszcze więcej, że Sobek napowrót w więzienny dziedziniec zeskoczył; on zaś nie słyszał nic. Usłyszał dopiero te słowa:
— Dawno siedzi?
— Miesiąc.
— Wiele mu dali?
— Dwadzieścia lat.
— I nie ucik?!