i wiła pod ich promieniem, kryła się, a uciec nie mogła.
Powstawało ciało wściekłe, złe, rozżarte, zrozpaczone przeciw duszy.
Coś ty mi uczyniła?! — jęczało. — Coś ty mi uczyniła?!
Nozdrza, nozdrza, które pociągnęły już wolnego powietrza ze światu; oczy, które już poszły poza mur, w świat: jakoby zębów dostawały i gryzły i szarpały duszę Sobkową. Dwie blade, wyraźne, uparte źrenice lacha z pod Gdowa topiły się w nią coraz głębiej i głębiej.
Był tam! na murze!... Jeden skok!... Wiatr-by go nie dopędził!... Terazby już był u węgierskiej granicy.
Zdawało się Sobkowi, że mu coś śmiga koło uszu, jakby jego ciupaga własna, okręcona nad głową, puszczona w szalony pęd wirujący z siły, z ochoty, z krwie! Tam, tam, w lesie gdzieś, pod Pośrednim Wierchem, albo Dziumbirem, jak rysie
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.