gankiem z drzwi, z okien świecą, tu chłop wilka widłami przebódł, w górę go podniósł i rznął o ziemię, tam wilk chłopu do gardła, a pies na nim jedzie, żre w kark, z grzbietu mięso wydziera. Staraszony, zdeptany śnieg, pobite wilki, pozagryzane psy, pokaleczonych trochę i ludzi — cicha noc gwiaździsta ponad góry, tylko znowu z daleka słychać wycie, a po chwili po chałupach znowu warsztat płócienny fyrczy i zaśpiewa która Zosia, albo Marysia:
»Salała rybecka, salała za wodom,
Ale jo nie bedem, hłopcyno, za tobom!...
Salała rybecka wodom za rybkami,
Ale jo nie bedem za Zokopianami!...« —
cieniutko, wysoko, ponętnie, aż się serce w człowieku rwie i wydziera.
Rwie się i wydziera serce w Sobku Jaworcarzu. Wolny był, wolny mógł być! Jeden skok!... I byłby tam...