sobie i pies wyjął mu ziemniak z palców i zjadł. Dopiero Walek w złość — łap kamień ze ziemi. Pies w nogi i tyle widział jego i ziemniak, tylko się przekonał dokumentnie, że aż pies kicha.
No, już się też więcej ku nikomu z gębą nie pchał.
I tak się zrobiło, jakby zaczął gnić. Lały mu się jakieś wody z uszu, z nosa, z gęby, nawet z oczu, na głowie się porobiły bolaki, wrzody. »Walek kopy siana na polanak ustawio« — śmiały się dzieci. Po całem ciele się też wrzody pękające porobiły, cały był mokry.
Przychodzi w jedno rano Słodyczkula, gaździna, i powiada mu, a głos miała, jak to często między Podhalanki, ostry, jak bicz: Bier sie, jus nie bees paść gęsi.
— Nié?
— Mom ci dwa razyj godać? — Świsnęła mu nad uchem głosem, jak biczem.
Walek już dobrze wiedział, że się py-
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.