Ta strona została uwierzytelniona.
domé wielo oba — pomyślał Walek i poszedł.
Stanął nad potokiem na brzegu między krzakami — pogląda. Ogromnie wesoło w polu. Ruchu, śpiewu pełno. Idą koło niego, koło krzaków, parobek i dziewka. On w kapeluszu na bakier z kostkami, ona z chustką na kark opadłą.
— Walek, kiez przidzies? — pyta się dziewka.
— Jutro.
— O przijdze dziś, bo juz niémogem wytrwać.
— Przez cego? — pyta się parobek i śmieje się łotrowsko.
— Ze! — krzyknęła dziewka i zęby mu pokazała w śmiechu wstydliwym a wyzywającym, białe i ostre jak u kuny. Znać, że jej się to tak wyrwało z piersi chcęcy nie chcęcy, co powiedziała.
Parobek ją objął ręką i przygiął nieco ku sobie; przycisnęła się ku niemu, a krok