Ta strona została uwierzytelniona.
Chciał odpowiedzieć — e, niedało. Charknął tylko, zarzęził.
— Nie bedzie ś niego nic! — usłyszał trzeci głos, grubszy, z kąta, i kłąb dymu zobaczył wychodzący, a potem ślina kicła na podłogę, cyknięta ze zębów.
— Janiołów ociec — pomyślał. — Fajke kurzy.
— Stasek, a coby my Komperde Jaśka zawołali, cyby mu co nie pomóg? — słyszy bezdźwięczny głos. — On doktór na sydźko.
— Odpod z turnie — ozwał się grubszy głos — takiego nie bedzies lécył. To prziwilijo śmierzci.
Zrobiło się cicho w izbie; strach spadł na piersi Walkowe.
Śmierć usłyszał. Chciał krzyczeć, wołać: ratujcie mie! nie dajcie mie! — ale uwiązgło mu w gardle, zarzęził tylko.
— To prziwilijo śmierzci. — Powtó-