półzwęglałe od jakowejś żądzy wbitej w łona, co się w mgłach chowały.
Te krążyły ponad skały, wielkiem, cichem, równem stadem, wyciągając się na chmurach, jak na wielkich, giętkich piórach, i ziębiły świat, jak gradem.
Gdy leciało stado owe, więdły zioła podszczytowe, żółty chylił się kozłowiec — widział to Dziwny juhas.
Hej! Były-że widma wszeliniejakie, ganiały jedne z popodkładanemi pod głowy zaplecionemi rękami, na wznak na chmurach leżące — inne z rękami ku niebu wyciągniętemi, grzbietem do góry, ze skrzydłami na wiatr, jak ptaki wielkie, z przepaści świata.
Dzień po dniu wychodził Dziwny juhas grać, na samo Krzyżne. Już ztamtąd od południa słychać było jego fujerę. Żeby bardzo pasł, nie mógłeś powiedzieć, ale że tak cudownie grał, to juhasi radzi słuchali, i sam baca nieraz, Bartek Gapka
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.