z Maruszyny, owce za niego nawrócił. Miał też zresztą psa, luptowiaka, Charnasia, rosłego, jak cielę, co, widziało się, ludzki rozum w głowie posiadał. Wszystko on wiedział, co z owcami zrobić, tyle tylko, że doić nieumiał. Nie potrzebował sie Kudłac, Dziwny juhas, o pasienie trapić.
Więc huczały ku niemu doliny. Mógł słuchać, ile chciał. Dźwigały się posuwiste, przycichłe, a ogromne głosy z dolin, i pięły się ku niemu ku górze, z obu stron — po piargach z cieniu północnego od Pańszczycy, po jasnych uboczach i kosodrzewinie śpiewnej od południa, od słońca, ze Stawów. Dziwny juhas słuchał i grał. Bo on nie grał na żadne nuty — on się na tej fujerze niósł, jak żeby go niebo ciągło, jak żeby się rozpiąć chciał, jak ino widno było po niebie. Nieraz to tak dzwoniło z fujery, jak żeby od niej w koniec świata, z końców świata w nią głosy płynęły. Taki był mały, ledwo go znać
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.